Jak bardzo trzeba się wkurzyć, żeby zacząć działać?
To miało być zwykłe poranne sobotnie wyjście do kiosku po gazetę. Lecz z rutyny wybili mnie Panowie wycinający drzewa na działce oddzielającej nasze osiedle od ul. Modlińskiej. Wiec tym razem bardziej niż zwykle zdenerwowały mnie dziury na malej Modlińskiej, mijane po drodze wiosenne psie kupy, śmieci na sąsiednich niezagospodarowanych działkach, rozjechany przez ciężarówki chodnik przy Forcie Piątek, który delikatnie ujmując urodą architektury nie powala.
Mieszkamy przy ulicy wyjątkowo brzydkiej, bezładnie zabudowanej, oszpeconej niezliczoną liczbą płacht reklamowych. Nasza wewnętrzna Modlińska nie jest oświetlona, nie ma chodnika, na przystanku autobusowym nie ma wiaty. Pomimo, że do Czajki mamy w linii prostej kilkaset metrów, to oczywiście nie ma kanalizacji.
Kilka lat wcześniej przy okazji modernizacji Modlińskiej budowniczowie nie postawili nam ekranów akustycznych. Zapewne dlatego, że mieliśmy dużo drzew. Tylko, że właśnie zostały wycięte.
Zaakceptować, ze się mieszka w jednym z najbrzydszych, najbardziej zaniedbanych miejsc w Warszawie, czy coś z tym zrobić?
I tak przy porannej kawie powstało stowarzyszenie ekoBiałołęka. Bo tym, co stosunkowo szybko i tanio może zmienić jakość życia w naszej dzielnicy jest sadzenie a nie wycinanie zieleni.
#MiastoOgródBiałołęka – czy to realny pomysł?
Waldemar Kamiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz